Tatuś i dziecko.
Tyle czasu prosiłam: "Zawołajcie mamusię". Nic.
Nosiłam na rękach! Nosiłam w koszyku! "No zawołajcie!" Nic.
W końcu, po półtorej godziny łażenia po lesie, znalazłam.
Biedna mamusia! Zając (albo co inszego) był pierwszy.
Na szczęście już teraz są wszyscy razem, w cieple domowego ogniska.